niedziela, 21 października 2012

Wylewając żale.

Przyszło mi istnieć w świecie. Myślę o ludziach - tych "gorszych" i tych "lepszych". Coraz częściej się gubię w tym; jedyną nie raz konkluzją jest czysty brak słów. Nie dlatego, że czegoś nie potrafię pojąć czy pewnych wątków jest zbyt dużo. Niezależnie od tego jak bardzo bym się z kimś empatyzował czy wykazywał głębsze ( z własnego doświadczenia) zrozumienie, pozostaje pustka w umyślę i na języku. Brak mi słów. To jest ostatni sms, który napisałem do znajomej "Od kilku godzin myślę co Ci odpisać. Naprawdę nie wiem".
Nie wiem czego się ode mnie oczekuje. Nie wiem czego oczekuję od siebie. Staram się zorganizować sobie życie; ściągam jakieś pierdolone programy to punktowania mojego życia w godzinnych przedziałach, wypisuje jak pojebany wszystkie zadania do wykonania. Co kończy się tym, że cały weekend poświęcam na wykonanie jednego. Co nie oznacza, że poświęcam mu 48 godzin. Oznacza to mniej więcej tyle, że zbieram w sobie siły do tego by usiąć i pomyśleć na ten temat. Po czym, dopiero po dwóch godzinach jestem w stanie wykonać jedną pierdyliardową tego zadania.
Jestem sobą zawiedziony. Fakt, rzuciłem palenie. Jednak nie cieszy mnie to jakoś wybitnie. Może dlatego, że był to problem pojawiający się co 2-3 tygodnie. Nie wiem. Grunt, że nie potrafię sobie poradzić z życiem tutaj. Wszystko przemyka mi przez palcę. Nie wiem jak się do tego przyzwyczaić, jak ustalić swój harmonogram bym wykonywał go naturalnie, na czas i z pełną satysfakcją wykonywach zadań.
Po prostu jestem pierdołą! To musi być to. Jak inaczej to wszystko wyjaśnić. Chciałem iść na siłownie w weekend. Byłem tak przerażony, ospały i leniwy, że zdołałem tylko zrobić tę jebaną chemię, choć miałem jeszcze miliard innych rzeczy.
Sypię się, na małe kawałki. Chcę myślęc o jednej rzeczy, muszę o innej, a powinienem o wszystkich naraz. Nie wiem co zrobić, co powiedzieć, co pomyśleć żeby było lepiej. Jedyna piosenka jaka lata mi teraz po głowie to "First World's Problems", nie mniej umniejszanie mych problemów nie przynosi spodziewanej ulgi; raczej poczucie winy - mimo, że to takie bzdury i tak nie potrafię ich przeskoczyć.
Próbować jakoś inaczej zorganizować życie? Pytanie jak? Co zadziała? Gdzie leży sedno!? Dramatycznie szybko tracę wiarę w samego siebie. A mimo, iż rozyrwa mnie od środka od obowiązków, nadal jestem w stanie być leniem de jour! Który zaczyna się martwić gdy obowiązki zaczynają go gryźć po dupie.
Nie jest dobrze kamraci! Oj nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz